niedziela, 8 stycznia 2017

Kiedy milkną światła. Prolog.



      Szlag. Klucze, portfel, telefon. Tak to chyba wszystko. Całe życie zmieszczone w dwóch kieszeniach. Dobra. Twarz. 
Twarz też na swoim miejscu. Trochę wymięta. Na wpół kapryśna. Ale jest. Możemy zaczynać. 

   Nazywam się W, ale wszyscy mówią na mnie Wariat. W sumie nawet mi to pasuje. Gra pozorów przewyższa rzeczywistość. W końcu jestem tylko tworem. Postacią zbudowaną z historii i stanów dopowiedzianych. 
Ludziom wydaje się, że wiedzą wszystko o wszystkich. Bawią się w dopisywanie cech i znaczeń. Paplają dużo. Za dużo. 
O każdym, o nikim, o wszystkim. Nigdy on sobie. Cudzość wydaje się im bardziej egzotyczna. Pociąga ich nuta egzaltacji. Puszysty obraz, cudzych wzniesień i monumentalnych upadków, łechcze poczucie społecznej frustracji.
Ach jak przyjemnie maski nosić zamiast gęb! 

c.d.n.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz