niedziela, 25 grudnia 2016

Szkice#5




Święta pachną jak pomarańcze na deszczu, jak naiwny zapach wazeliny na błękitnym czole dziecka. Pachną nieśmiałym przepychem zamkniętych powiek. 
I wspomnieniami. Tak. Tymi wszystkimi chwilami, które przez 364 dni chowałem po dziurawych kieszeniach. Pachną twoją skórą, którą porzuciłem pewnego letniego poranka gdzieś 
10 km na lewo od autostrady A2. 
Kurwa. O ile łatwiej byłoby być astmatykiem. Dławić się powietrzem niekontrolowanie. Bez zbędnego myślenia kiedy wdech, kiedy połknięcie. Zapominać. Tak. Przeżywać i zapominać. Nie ranić i nie okłamywać. Ohhh jakie to by było cudowne! Żyć życie bez zatwardziałego sumienia. Wrażliwiec ze mnie, no co poradzić. Gruba skóra, a pod spodem bagno. Tak tuzin bagna i jeszcze więcej procentów. Wrażliwcy mają najgorzej. Gra pozorów ponad zdrowie psychiczne!
Mała gdzie Ty jesteś? 10 km na lewo od autostrady A2? Tylko się droczyłem. Wracaj. Chłód wszedł w moje starcze kości. A wiatr, ten skurwiel wpycha łzy w moje oczy. Maleńka, ile ja mam, żeby nocą moczyć poduszkę?
Przecież wiesz. To wszystko co robimy. To tylko zabawa. Zabawa i nic poza tym. Nikogo nie krzywdzimy. Mówiłem. Przecież wiesz. Ta autostrada, ten samochód i te wszystkie skórki pomarańczy. Wymyśliliśmy je sobie. Chcieliśmy zbudować swój własny świat. Nie pamiętasz? Porzucić ten cały system. Zdeptać. Roztrzaskać. Tak mówiłaś. Nie widziałem w twoim głosie zawahania. Tylko błysk w ogromnych zielonych oczach. Gromy na spojówce. Drżące usta. Nic więcej. 
Przepraszam mała. Grudzień rozerwał mnie na 150 kawałeczków. Miażdżył każdy z nich. Jeden po drugim. Potem sklejał. Jestem teraz kupą urywków z przeszłości. Chyboczącą na powietrzu wiązką momentów. Nie poradziłem sobie z grudniem. Mięczak ze mnie. 
Tylko twój głos. I jeszcze trochę wina. Ciekło-werbalny sznur trzyma moje zwłoki nad przepaścią. 

Mała, dasz roztrzaskać się wrażliwcowi o Ziemię? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz