środa, 28 grudnia 2016

Pepe. Pan Elektro





Piotrek Rajski. Szerzej znany jako Pepe. Polski producent muzyczny. Choć może powiedzieć „producent” to tak jakby prześlizgnąć się tylko po powierzchni, tak jakby nie powiedzieć nic. Artysta. Tak, artysta brzmi dosadniej. Więc Pepe. jest artystą. Swoje inspiracje i doświadczenia chowa w melodiach. Nutach, które w sposób czuły łechcą co wybredniejsze bębenki słuchowe, a doznania muzyczne wynoszą na nowy, głębszy poziom. 

Poniżej możecie przeczytać mini-wywiad z Piotrem. 


Dlaczego Pepe? Dlaczego nie Piotr? Dlaczego nie Rajski?
Geneza mojej ksywki jest krótka i prosta. Od maleńkości mówiono do mnie Pepe. Kiedy nadszedł czas, aby wybrać jakiś pseudonim padło na ’’Pepe.’’ Kropka na końcu pozwala odróżnić mnie od innych ’’Pepów’’ ( jak wiadomo jest Pepe piłkarz, Pepe żaba etc., ale muzycznie jest tylko jeden Pepe. )

Kiedy poczułeś, że chcesz tworzyć muzykę? Stoi za tym jakaś konkretna historia typu „kiedy byłem mały rodzice prowadzali mnie do szkoły muzycznej” czy raczej było to naturalnym następstwem twoich muzycznych podniet?
Potrzeba tworzenia muzyki obudziła się we mnie kiedy skombinowałem sobie pierwszy gramofon i płyty. Stwierdziłem wtedy, że chciałbym zacząć komponować. Jednak od podjęcia decyzji do pokazania pierwszych rzeczy ludziom minęło trochę czasu. Wynikało to głównie z tego, że nie chciałem pokazywać niedopracowanych utworów i gównianego warsztatu. Co do szkoły muzycznej to uczyłem się grać na perkusji i kontrabasie. Rodzice nie zmuszali mnie do tego, sam się zapisałem i zdałem egzaminy.

  Czym jest dla Ciebie muzyka. Sposobem na życie czy ucieczką od rzeczywistości?
Muzyka jest dla mnie nieodłącznym elementem życia. Ciężko mi sobie wyobrazić co robiłbym gdyby nie ona. Pewnie prowadziłbym mega nudne życie. Na szczęście tak nie jest, bo muzyka daje nieskończone możliwości kreacji uczuć, sytuacji i wspomnień. Myślę, że właśnie dlatego się nią zająłem – żeby uciekać od rzeczywistości. Mimo wszystko, dążę do tego, aby kiedyś był to sposób na życie. Byłoby fajnie.

  Masz coś takiego jak „proces twórczy” czy wszystko wychodzi raczej spontanicznie?
Mam. Nie podchodzę do tworzenia bez pomysłu, emocji czy sceny, którą mam w głowie. Staram się zdobywać doświadczenie życiowe, które będzie fundamentem utworu ( rozstanie,śmierć, lęki etc.). Nie zdarza mi się siadać do muzyki na zasadzie ,,dzisiaj coś sobie podłubię’’. To prowadzi donikąd.

Gdzie szukasz inspiracji?
W historiach ludzi, których znam. Czerpie dużo z doświadczeń innych. Istotne są też filmy, fotografie czyli wszystko to co mogę przefiltrować przez siebie. Oczywiście są też inspiracje muzyczne, jednak są one na drugim planie.

Kto jest Twoim pierwszym krytykiem?
Moi współlokatorzy. Zazwyczaj nie mówię im, że to co leci w tle to nowy numer nad, którym pracuję. Czekam na ich reakcję. Jeśli widzę, że zaczynają tupać nogą to znaczy, że jestem na dobrej drodze i nie mogę tego spieprzyć. Jeśli jest inaczej to pytam ich co im się nie podoba, co mógłbym poprawić/zmienić. 

Masz swoją samotnię, do której zdarza Ci się uciekać?
Na początku studiów miałem swoją pracownię do której uciekałem, aby zajmować się muzyką. Nikt mi tam nie przeszkadzał. Byłem tylko ja i dźwięk. Z czasem zacząłem przenosić swoje graty do Poznania ponieważ nie potrafiłem już pracować nad muzyką tylko w weekendy. Chciałem więcej czasu jej poświęcić.

Przeczytałam gdzieś, że inspiruje Cię twórczość Jimiego Jarmuscha. Skąd Twoja miłość do jego twórczości?
Podoba mi się w jego filmach klimat – począwszy od muzyki po dobór aktorów. Jego filmy są bardzo eklektyczne i to jest to co przyciąga mnie do jego twórczości. Staram się ten eklektyzm przenosić na grunt swojej muzyki. 

Ulubiona scena z „Only lovers left alive” ?
Jest ich tak wieeeeele, że trudno wybrać jedną.

Jak zaczęła się Twoja współpraca z Flirtini?

Wypuściłem do sieci utwór Yoko z gościnnym udziałem Patrick’a The Pan. Ten numer zwrócił ich uwagę. Chłopacy zaproponowali mi wydanie epki a ja skorzystałem z tej możliwości. Kilka miesięcy później wyszło ‘’Places Without Things’’. 

  Studiujesz Media interaktywne i widowiska na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w

Poznaniu. Jak udaje Ci się łączyć studia z muzyką i czy wiedza zdobyta na uczelni przekłada się w jakimś stopniu na to co robisz na scenie?

O, widzę, że zrobiłaś dokładny research ;). Moje studia bardzo dobrze uzupełniają się z moją pasją. Kierunek, który studiuje pozwala mi skierować moje myślenie o muzyce na inne tory. Chodzi tutaj przede wszystkim  o podejściu do muzyki jako narzędzia, ale też o wiedzę z zakresu  muzyki eksperymentalnej, nowatorskich koncepcjach twórczych. Staram się implementować je w swoją muzykę.

Jak nawiązałeś współpracę z Piotrkiem Madejem, której owocem jest utwór Yoko?
Szukałem wokalisty do tego utworu. Zaproponowano mi Piotrka. Wysłałem mu szkic piosenki. Zajarał się numerem i zaczął nagrywać wokale. Kiedy je dostałem to poczułem się jak grubas w cukierni. Nie wiedziałem co wybrać bo wszystko brzmiało tak dobrze!. 

 „Better place” piękna nuta i piękny klip. Ale o czym opowiada?
Ten numer jak i cała epka ma podwójne dno. Z jednej strony są podróże, wiadomo, lecz z drugiej jest śmierć. Na chwilę przed rozpoczęciem pracy nad materialem zmarł tata mojej dziewczyny. Poprzez muzykę chciałem spróbować jej pomóc (taka mini forma terapii). Better Place opowiada właśnie o tym, że ten ktoś jest już w lepszym miejscu. Nie cierpi już.

  Masz nieograniczony zasób gotówki i miesiąc wolnego. Gdzie jedziesz?
Paryż albo Nowy Jork, ale najprawdopodobniej nie wydaję tej gotówki na podróże tylko na sprzęt,płyty

   Jeżeli miałbyś kiedyś możliwość zaproszenia jakiegokolwiek artysty do współpracy kto by to był i dlaczego?
Myślę, że zaprosiłbym do współpracy Erykę Badu, Jamesa Blake’a albo Mount Kimbie. Ci artyści wnoszą za każdym razem coś świeżego do muzyki. W ich twórczości słychać duszę i pokorę, a to jest najważniejsze dla mnie. 

   Najbardziej odjechana sytuacja jakiej doświadczyłeś po swoim występie?
Ukrainiec gratulujący mi występu i porównujący mnie do Bonobo. Padłem ze śmiechu. Jednak takie porównanie to chyba komplement.

   Gdzie chcesz być za 10 lat? Czy w ogóle wybiegasz tak daleko w przyszłość?
Chciałbym nadal zajmować się muzyką. Mieć na nią siły i pomysł. No i może wydać album. Kto wie...

  Ulubione słowo i dlaczego takie?
Co prawda takiego słowa nie ma w słowniku, ale lubię słowo ,,stentegować’’ (hahahaha). Jest to uniwersalne określenie na każdą czynność tak jak ,,dynks’’

Czy zdarza Ci się wątpić w to co robisz?

Bardzo często. Głównie dlatego, że jestem chorym perfekcjonistą i muszę być na 100 procent pewien, że to co robię jest dobre. Zawsze mam wątpliwości czy to nad czym pracuję jest ok, czy można to wnieść na wyższy poziom. Kilka dni marudzę, stękam a później siadam i wyrzucam te czarne myśli do kosza. Tak samo jest z graniem live’actów. Zawsze zakładam, że dostanę butelką w łeb, albo że mnie wygwiżdżą (takie miałem jazdy przed pierwszym gigiem). Na szczęście tak się jeszcze nie zdarzyło. Trzymaj kciuki, żeby ten stan utrzymał się jak najdłużej.


fot.  Maja Musznicka ( shine shine shine)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz