środa, 15 lutego 2017

Dziewczyna z tatuażami - Emilka Skruszeniec.





Przypadki żądzą historiami. A w tej relacji przypadek odgrywa pierwsze skrzypce, a raczej pierwszą igłę. Tak, igła jest tu w stu procentach słowem uzasadnionym. Zarazem pełnym i smukłym. Ostrym, zimnym i chropowatym. Przyjemnym. Ale o tym później. Tak więc Emilkę poznałam przez swoisty zbieg podniet i świadomej potrzeby kontaktu skóry z metalem, kiedy parę miesięcy temu zapukałam do drzwi pewnego krakowskiego studia tatuażu. Pierwsze spotkanie- pół godziny rozmowy, 15 minut kłucia. Zauroczenie.



g























Jak zaczęłaś swoją przygodę z tatuażami? 

Chyba wszystko zaczęło się tak na prawdę na konwencie tatuażu. Wcześniej robiłam mniejsze tatuaże, które nie miały dla mnie jakiegoś głębszego znaczenia poza estetycznym oczywiście. Kiedy pojechałam na konwent, zakochałam się w atmosferze, w ludziach, w energii. W tej całej jakby otoczce artystycznej. Pokazało mi to też, że ludzie z tatuażami nie są złoczyńcami czy dziwadłami. Były tam np. rodziny z dziećmi. Rodzice oczywiście cali w dziarach. 
Zrobiłam wtedy tatuaż u Karoliny Kubikowskiej. Chyba jeden z ważniejszych, które mam. Karolina totalnie oczarowała mnie swoją osobą. Jej pasja i zaangażowanie- coś cudownego! To właśnie Ona zapytała czy nie myślałam o tatuowaniu (podczas naszej sesji dla zabicia czasu szkicowałam). 
Pomyślałam, że czemu by nie spróbować. Kupiłam maszynkę, mały zasilacz i jakoś poszło. 

I na czym trenowałaś?

Na początku na owocach, ale nie oddają one faktury ludzkiej skóry więc zaczęłam trenować na sobie. Musiałam przerzucić się na coś realistycznego, coś bardziej namacalnego.

Czyli można powiedzieć, że byłaś takim swoim eksperymentem ?

Tak. Dokładnie! Pierwszym tatuaż, który zrobiłam sama sobie, była maluteńka kotwiczka. Dosłownie skala 1:1. Potem jakoś już poleciało. Tam kwiatek, tu kwiatek. Najtrudniejsze było dla mnie opanowanie samej maszynki, bo jednak jest to sprzęt dość toporny.

Nie czujesz jakiegoś drżenia rąk, kiedy zaczynasz tatuować? 

Na początku tak, ale było to związane ze sprzętem, którego używałam. Teraz mam nową maszynkę. Lżejszą. Drżenie ustąpiło. 

Wybacz, to pytanie musi tu paść. Ile tatuaży masz na sobie? 

15. Na ten moment. 

15? Ładny wynik jak na 20 lat!

Przy czym 10 zrobiłam w ciągu jednego roku. Większość z nich to moje wytwory, ale mam też kilka od ludzi, którzy się dopiero uczyli. Zrobione za totalne grosze. 
Uwielbiam każdy z nich. Niekoniecznie mają one jakąś symbolikę, ale przypominają mi o ważnych chwilach w moim życiu. Sam fakt, że zrobiłam je w jakimś określonym momencie życia ma dla mnie duże znaczenie. 

Więc gdzie szukasz inspiracji na tatuaże? Musisz ich w ogóle szukać?

Jeżeli chodzi o tatuaże na moim ciele, liczy się przede wszystkim estetyka i to czy dany projekt pasuje do aktualnego momentu, w którym jestem. Często jest to dość spontaniczna decyzja. 

Często projektujesz wzór dla kogoś?
Częściej ludzie przychodzą do mnie już z gotowym projektem. Cieszę się z tego. W ten sposób mogę ćwiczyć różne wzory, techniki itp. Od rzeczy bardzo oklepanych po wzory zaawansowane, takie które zmuszają do przekraczania mojej strefy komfortu. To sprawia, że ciągle się rozwijam i pracuję nad swoim warsztatem. Jakby nie patrzeć tatuowanie jest głównie rzemiosłem, a nie działką artystyczną. Artyzm schodzi tu na drugi plan. Sądzę, że gdy przyjdzie moment, kiedy będę w stu procentach pewna swoich umiejętności, będę mogła  kombinować z tym co siedzi mi gdzieś w głowie. 

Porozmawiajmy o stosunku twoich bliskich do tego co robisz. Z autopsji wiem, że różnice pokoleń czasem mogą być nie do przeskoczenia.

Szczerze mówiąc opinia moich bliskich jest uzależniona od płótna, na którym działam. Tatuaże na moim ciele znoszą ciężko, ale nie mają nic przeciwko temu, że tatuuję innych. Idąc dalej, mogę stwierdzić, że bardzo wspierają mnie w tym co robię. Jestem im za to szalenie wdzięczna. Jeśli chodzi jednak o dalszą rodzinę, to czuję, że mają nadal z tym problem, ale to chyba głównie ze względu na ich religijność.

Tak. Religijność często jest barierą nie do przeskoczenia. Szczególnie w Polsce, gdzie przeszłe pokolenia zamykają się w swoim kręgu świadomości. Nadal odczuwamy zatwardziałą niechęć do inności. 

Dokładnie! Nie chodzi nawet o popieranie, nie chodzi mi o to, żeby mnie chwalili za to co robię. Chodzi jedynie o akceptację. 

Brak przyzwolenia na pewne odstające mankamenty jest chyba na porządku dziennym. Ostatnio byłam u lekarza medycyny pracy. Człowieka totalnie mi obcego. Kiedy zauważył u mnie tatuaż, rozpoczął swoje wywody typu jak to będzie jak moda na tatuaże się skończy. W myślach miałam jedynie: Jaka znowu moda, że niby zrobiłam tatuaż bo jest to aktualnie na czasie?

Tak właściwie nie powinniśmy tu mówić o modzie. Tatuażysta to bardzo stary zawód. Ludzie już w starożytności znaczyli swoje ciała. Na przykład w starożytnym Egipcie. To wszystko ma niesamowicie długą historię. 

Wszystko z czasem ewoluuje. Zmieniają się techniki, sprzęt. Nie wydaje mi się jednak, żeby głównym czynnikiem dlaczego ludzie się tatuują była moda. 

Widząc po osobach, które do mnie przychodzą, zauważyłam, że spora liczba osób robi tatuaże właśnie ze względu na modę. Nie lubię oceniać ludzi po tym co sobie tatuują, bo sama mam kilka wzorów, których na ten moment bym sobie nie zrobiła. Wiem, że część tych tatuaży jest już po prostu oklepanych, ale właśnie dlatego robi się ich kilkanaście, żeby mieć na sobie pewne momenty swojego życia. 

Wydaje mi się, że każdy ma taki czas kiedy jest poddany jakiemuś wpływowi. Z czasem to oczywiście przemija. Ja z kolei bardzo długo myśle nad tym co robię ze swoim ciałem. Mam wrażenie, że w ten sposób za kilkanaście lat te tatuaże, które już mam czy te, które gdzieś siedzą mi z tyłu głowy, będą nadal spójne z tą osobą, którą chciałabym być. 

Człowiek jednak ciągle się zmienia. Ewoluuje. Tatuaż jest więc takim…

Zapisem historii człowieka na skórze?

Tak! I pewnym krokiem odwagi. 

Wróćmy jeszcze na chwile do mojej wizyty u lekarza. Usłyszałam wtedy, że dziewczynki nie powinny w ogóle mieć tatuaży, że to niestosowne, nieodpowiednie itp. Pełna konsternacja. Jaki jest twój stosunek do tego?

Całkowicie popieram tatuaże u obu płci. W gruncie rzeczy społeczeństwo bardzo narzuca co kobiety powinny robić, a czego nie. Jest to szalenie ograniczające. Czym tak na prawdę się różnimy? Jedynie pewnymi uwarunkowaniami fizycznymi. 

Tatuaż bardzo ściśle wiąże się z akceptacją swojej cielesności. Dlaczego według Ciebie ludzie naznaczają w taki sposób swoje ciała? 

Dlaczego ludzie robią tatuaże? Nie wiem. Ja robię je po to, żeby pokazać siebie, może trochę jest to próba ekspresji swojej inności, ale na pewno nie robię tego na pokaz. Robię to dla siebie. Czuję taką potrzebę. Wydaje mi się jednak, że powoli nadchodzi ten moment kiedy z nimi przystopuję. Nie chcę obudzić się któregoś dnia z wytatuowaną np. całą szyją. 

Przeglądając twoje pracę, można zauważyć wiele nawiązań do ludzkiej seksualności, zarówno tej w ujęciu homo jak i hetero. Czy w życiu prywatnym również uważasz, że płeć nie ma znaczenia jeżeli chodzi o miłość?

Zdecydowanie tak. Jest to dla mnie bardzo ważne. Ta świadomość zaczęła się we mnie kształtować właśnie po przeprowadzce do Krakowa. Będąc tu bez rodziny, bez jakiś narzuconych ram.

Pomimo ciągłego postępu społeczeństwa i tej wszędobylskiej globalizacji, wydaje mi się, że młodzi nadal obawiają się pewnego rodzaju osądu kogoś z zewnątrz. To bardzo bolesne jak często wkładamy maski, żeby kryć się przed otoczeniem, żeby nikt nie wszedł w naszą sferę komfortu. 

Też tak mi się wydaje. Chociaż sądzę, że kobiety mają tutaj troszkę łatwiej. Weźmy choćby związki homoseksualne. Chyba lesbijki są łatwiej akceptowane przez społeczeństwo, co w mojej opinii jest strasznie niesprawiedliwe. 

Bach i kolejna nietolerancja. To chyba pewna choroba naszych czasów, wynikająca z zaburzeń w strukturze społecznej. 

Dokładnie. Może to trochę ze względów estetycznych. Dwie kobiety razem wyglądają lepiej niż dwaj mężczyźni. Ale nie w tym rzecz, żeby wyglądać. Tutaj chodzi o uczucia.

Zawsze kiedy w gronie moich znajomych z liceum zaczynały się rozmowy na tematy ściśle związane z  seksualnością to następowała pewna chwila zażenowania i momentalna ucieczka od sprawy. Mieszkając w małym mieście widać pewną przepaść w postrzeganiu pewnych problemów. Wydaje mi się, że dorastałam w inny sposób niż moi rówieśnicy. Notorycznie uciekałam do większych miast, miałam starszych znajomych. To wyrobiło we mnie jakąś otwartość. 

Ostatnio rozmawiałam ze znajomym. Wyszliśmy na piwko. Po paru głębszych mocniejszych, zadał mi pytanie „czy dziewczyny też się masturbują?”. Dla mnie to był szok. Mamy XXI wiek.

To był temat, ten z rodzaju nieporuszanych. 

Dla mnie świadomość, że 24 facet nie wie, że kobieta również może się masturbować, jest na ten moment po prostu śmieszne. Brakuje właśnie tej otwartości. Nawet między partnerami. Są pewne tematy tabu, z którymi powinniśmy walczyć. Seksualność jest częścią naszej natury, czymś czego się nie wyprzemy. 
Wydaje mi się, że dużą rolę odgrywa tu kulejąca edukacja seksualna w szkołach czy mentalność, którą przekazują nam starsze pokolenia.

Tak. Religijność też tu dużo robi. Nie chce oczywiście ubliżać żadnej religii, ale narzucają one pewne ograniczenia. Przeraża mnie również to, że zarówno starsi jak i młodsi, nie mają pojęcia o tylu rzeczach. Dowiadują się o nich dopiero w wieku 30/40 lat.

Albo co gorsza w ogóle się nie dowiadują. 

Tak i umierają w nieświadomości. W totalnej niewiedzy jak funkcjonuje ludzkie ciało. To straszne. 

Czy jesteś feministką?

Jestem.

I co to dla Ciebie znaczy? Być feministką w XXI wieku w Polsce.

Jeżeli gdzieś w rozmowie ze znajomymi zbaczamy na tematy dotyczące feminizmu, to mężczyźni , a raczej ich opinie, są dla mnie jednym wielkim zawiedzeniem. Boli mnie, że oni odbierają feminizm, jako zagrożenie dla płci męskiej. 

Irytuje mnie kiedy gdzieś, z reguły po paru głębszych, wychodzi na wierzch myślenie, że kobieta powinna umieć prać, sprzątać, gotować. Nie opanowałam większości z tych czynności. Niezrozumiałe jest dla mnie to, że osiągając tak duży postęp zarówno naukowy jak i technologiczny, nadal odwołujemy się, do prymitywnych aspektów. 

 Chociaż z drugiej strony, bardzo niepodoba mi się pogląd zagorzałych feministek, że mężczyzna jest gorszy od kobiety. Powinno się dążyć do zachowania równowagi.

Rodząc się dostajemy praktycznie te same atrybuty. Dzięki nim kształtujemy swoją własną moralność. Nie widzę sensu w tej ciągłej międzypłciowej walce.

Dokładnie. Ale chyba najgorsza jest walka między kobietą a kobietą. Gdzieś utarło się, że musimy ze sobą rywalizować, zazdrościć sobie, a tak na prawdę powinnyśmy się wspierać. Kobieta to siła, a dwie kobiety, to już prawdziwy armagedon. 

Właśnie, a Twój stosunek do całej fali „czarnych protestów” i tego wszystkiego co obecnie ma miejsce w naszym kraju? Czemu jacyś totalnie obcy nam ludzie chcą ingerować w naszą moralność. Wydaje mi się to strasznie krzywdzące. 

Muszę przyznać, że przez długi czas byłam za wolnością aborcji, ale jestem człowiekiem otwartym na argumenty obu stron. Z jednej strony wierzę, że kobieta powinna mieć prawo do decydowania o swoim ciele, ale z drugiej strony ludzi niepopierający aborcji również mają sporo racji. Przecież nagle nie wybuchnie wielka fala dzieciobójstwa. To, że coś jest legalnie, nie znaczy, że trzeba z tego korzystać. 

Kobiety nie są potworami. Każda przeżywa to na swój sposób. Grunt to mieć możliwość wyboru. 

Wydaje mi się, że jeżeli edukacja seksualna w szkołach byłaby prowadzona w odpowiedni sposób, nie byłoby teraz tego tematu. 

Moje lekcje wdżwr polegały na oglądaniu filmików z ocierającymi się o siebie kotkami. Żenada.

U mnie na religii pani kiedyś powiedziała, że antykoncepcja opierająca się na kalendarzyku jest skuteczna, a wszystkie inne sposoby są złe i niezgodne z wiarą chrześcijańską. Później dowiedzieliśmy się, że jej dziecko było właśnie wynikiem „naturalnych metod antykoncepcyjnych”. 

Część moich znajomych pochodzi z dość konserwatywnych rodzin. Są w związkach po parę lat i wydaje mi się, że przez ten cały czas, jedyną formą ich zbliżenia było trzymanie się za ręce. 

To jest dla mnie totalna głupota. Bardzo ograniczające. Najgorsze jest chyba to, kiedy facet podrywa kobietę. Wszystko jest niby okej. Kumple klepią go po plecach. Normalka. Ale kiedy kobieta chce pokokietować mężczyznę, to natychmiast jest uznawana za ladacznicę, latawicę i wszystko najgorsze. 

To jest okropne. Otoczenie daje nieme prawo facetom, żeby wchodzili w relacje bez zobowiązań, a kobieta ma siedzieć potulnie w kącie. Nie ma społecznego przyzwolenia na wyrażenie jakiejkolwiek inicjatywy. Większość kobiet, z którymi miałam styczność ma ułożone po kolei czynności relacji z mężczyzną. Najpierw trzeba się przyjaźnić, później można iść na randkę, potem dopiero wejść w związek, a po dłuższym czasie można w ogóle zacząć rozmawiać o potencjalnym zbliżeniu. A co jeśli ktoś się po prostu do związków nie nadaje? Przecież nie każdy łaknie bezpiecznej przestrzeni u czyjegoś boku. 

Nadal żyjemy w pewnym staromodnym schemacie. Co wypada, a co nie. Kolejne pokolenia są oparte na nas więc tylko jeżeli my zmienimy nasze nastawienie do pewnych kwestii to te dysproporcje z czasem się zatrą. Naszym zadaniem jest zacząć mówić otwarcie jakie są kobiety, jakie są nasze potrzeby i oczekiwania, należy również mówić o tym jak obie płci powinny ze sobą współgrać. Jeżeli my tego nie zrobimy, to ludzie po nas będą dalej żyli stereotypami. Człowiek jest plasteliną, pewną miałką materią, której forma zależy od otoczenia. 



Pracę Emilki możecie obejrzeć na jej instagramie: https://www.instagram.com/dreameremilia/ lub na facebooku https://www.facebook.com/Dreamer-Emilia-189048137972718/?fref=ts








2 komentarze:

  1. przypomniało mi się jak (z Emilką właśnie) tłumaczyłyśmy koledze jak działa okres.
    był w ciężkim szoku, chyba dalej jest.
    zresztą to może być ten sam dwudziestoczterolatek, inteligentny młody facet. wbrew pozorom, nie żyje pod kamieniem - to edukacja zawodzi.

    w Emilii mocno się podkochuję i gorąco polecam jej prace.
    najmilsze trzy godziny ostatnich miesięcy zaowocowały znajomością, z której nie chciałabym rezygnować. cud-kobieta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak na prawdę dorastając pewnych rzeczy musimy nauczyć się sami, pewne rzeczy musimy przeżyć na własnej skórze, bo istnieje pewien chory pogląd, że o niektórych sprawach po prostu głośno się nie mówi.
      Tak, Emilka jest wyjątkowa, dlatego kiedy ją poznałam, postanowiłam, że kiedyś zrobię z nią taki wywiad :)

      Usuń