niedziela, 6 listopada 2016

Szkice#3

Straciłam swoje oczy gdzieś w kurzu minionego poranka, gdy tak wdychając wspomnienia potknęłam się o dawno zapomniane słowa. Obita moralność i 3 szwy na kolanie. Bilans wyważony, ten z rodzaju bywało gorzej. Ten z rodzaju sumienia schowanego jakieś 3 metry pod kołdrą.
Czułam się troszkę zażenowana, kiedy patrząc w twoje powieki widziałam tylko swoje odbicie. Gdy pomimo wszystkich tych sennych fraz, które wypowiedzieliśmy, i tych które woleliśmy przemilczeć,  byłeś tylko odbiciem czegoś czego potrzebowałam. Czegoś bardziej egoistycznego niż życie.
Wystarczyło mi tylko małe samozatracenie, odrobina niewypowiedzianego zakłamania, żeby poczuć się lepiej. Żeby znów unieść wysoko czoło i spróbować oddychać zamiast dławić się ostatkami skażonego powietrza. Egoizm? Antidotum na cały ten żenujący system i wszystkie poszargane nerwy. 
Czasem myślę o sobie jak o zwycięscy, jak o pieprzonym pazernym cieniasie, który swoje dobro przemnaża w poprzek imion byłych i niedoszłych uciech, kieliszków wina o poranku, dymu wyplutego z ust o 23.05. Pozorna godności, w którą wtapiam swoje lepkie pazury, by strzec jej niczym plastikowe trofeum. To już nie wystarcza. 

Jak przyjemnie jest udawać kogoś, kim nigdy nie będziemy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz