sobota, 5 listopada 2016

Szkice#2



"Słońce powinno wstawać pięć minut po północy. Kiedy końce naszych powiek, sztywno suną doliną Issy, gdy przydymione palce wystukują danse macabre na strzelistych kościach obojczyka. Słońce powinno wstawać w chwilę, gdy ostatnie złudzenia dnia wczorajszego przechodzą w zapomnienie, a byłe uśmiechy wykrzywiają się w grymasie walki o wieczność. Słońce powinno ogrzać nas swoimi ostrymi promieniami nim chybcikiem, po omacku wsławimy  most z naszych gałek ocznych wyrwanych dwa i pół zerknięcia temu. Urwisko nienaganne, z wyrzutami wmurowanymi w podstawę.
Pamiętasz tą zimną listopadową noc gdy nasze dłonie złączyły się w naiwnym uścisku walki o dominację? tą listopadową noc, gdy usta otumanione 2 zielonymi gramami młodości , przepompowywały oddech z gardła do płuc, z serca do skroni? Pamiętasz swoją dłoń na moim brzuchu, gdy szukając słów próbowałeś przeprosić, chociaż nie znałeś powodu? Dobre były z nas dzieciaki, prawda? Gdy tak staliśmy pomiędzy moim i twoim skrawkiem nienawiści do otoczenia, gdy przekrzykiwaliśmy się w częstotliwości haseł wzniosłych i wyniosłych, gdy wyrzucałeś z siebie to, czego wcale nie miałeś za skórą. Pomyliliśmy się. Definicja źle dobrana, kontekst niezaliczony. Szóste przykazanie utopiłeś tamtego wieczora w resztkach zapomnienia. Pani Mama wielkie „B”  nie byłaby dumna. Zmęczony. Wypluty. Sponiewierany. Głodny. Bezmyślny. Z zapadniętym ego wetkniętym do kieszeni. 
Chlip nad upadkiem naszej przeszłej niepewności,  chlip nad dewastacją tych wszystkich niewinnych sadzonek w ogródku u babci, chlip nad listopadem i zakatarzonym nosem. Nie warto było budzić się o świcie. "


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz